Twórcą tego artykułu jest użytkownik: Sccq98 Jest on zatem właścicielem artykułu i nikt inny nie powinien edytować tego artykułu, chyba, że poprawia błędy lub został upoważniony do edycji przez właściciela. |
"Bleach; Fetch"
""Soul Society liczy sobie tysiące lat historii. Gotei 13 na przestrzeni lat swej działalności powstrzymywało już najróżniejsze kataklizmy, rebelie i bunty... Jednak mimo, jednemu licealiście z miasteczka pod Tokio udało się zmienić ten świat...
"Jednak czy tysiące lat historii ugną się przed... psem?"
""Bleach; Fetch" jest luźną historyjką (bo nie powiem, że komedią) o tym, jak do baraków jednego z oddziałów trafia nieduży, biały pies... Nie powinien on przecież wprowadzić więcej zamętu niż Aizen... Prawda?
"Akcja ff dzieje się po tzw. "Fullbringer Arcu" i przed akcją przedstawioną w "Bleach; Blackout".
Why everything is white?[]
Dzisiejszy poranek powitał Soul Society tysiącem odcieni bieli. Niebo w całości zakryła barwa świeżego mleka, natomiast ziemia ukryła się pod centymetrową pierzyną porannego śniegu. Delikatna, unosząca się w powietrzu mgła nieudolnie próbowała ukryć za sobą większość budynków, jednak coś tak prostego jak nadejście zimy nie mogło zatrzymać pracy Gotei 13.
Tego dnia, wicekapitan Abarai miał dostarczyć swemu przełożonemu dokumenty dotyczące działalności oddziału na przestrzeni ostatniego półrocza. Od czasu buntu Aizena i tej nieszczęsnej akcji z Zastępczym Shinigami, Centrala 46 średnio co dwa, może trzy tygodnie nalegała, aby każdy kapitan wypełnił kolejny kilogramowy stos makulatury. Problem tkwił w tym, że dokumenty te miały dotrzeć do Kapitana Byakuyi dwa dni temu… Ciężko było zarzucić Renjiemu niesubordynację czy też miganie się od swoich obowiązków – po prostu wicekapitan Matsumoto nalegająca na wychylenie kilku kieliszków sake wydała mu się nieco bardziej priorytetową sprawą. „Nie zajmie mi to przecież całego dnia…”, pomyślał wtedy… Za każdym razem jednak zapominał o pewnej niepisanej zasadzie, głoszącej, iż ilość drinków proponowanych przez Rangiku należy z czystego rozsądku pomnożyć przez szesnaście.
Wszystkie te czynniki, wraz z dwudniową zwłoką na czele sprawiły, iż Abarai pomimo tak wczesnej pory i horrendalnego bólu głowy zmierzał właśnie w kierunku baraków 6. Oddziału, tuląc do siebie pliczek papieru wielkości rozszerzonego wydania przeciętnej encyklopedii. Maszerował dość szybko, zupełnie ignorując osuwające się za nim i przed nim z dachów mijanych budynków śnieżne pociski. Zdecydowanie wolał skończyć obsypany białym puchem, aniżeli zbrukany przez swojego kapitana samym spojrzeniem.
Śnieg skrzypiał mu pod nogami, a wydychane przez niego nerwowo powietrze przybierało postać pary. Czuł się okropnie, jednak starał się zachowywać zupełnie niewzruszony wyraz twarzy. Nim dotarł do baraków swojej dywizji, minął kilku znajomych towarzyszy; na wszystkie powitania z ich strony odpowiadał skinieniem głowy lub nieartykułowanym dźwiękiem. Na wszystkie świętości, żebym tylko nie spotkał Nanao… Pani wicekapitan 8. Oddziału wprost uwielbiała pojawiać się z nienacka i pytać członków dowolnego oddziału o papierkową robotę, której w znakomitej większości przypadków jeszcze nie wykonali, a następnie truć im dupę przez następne kilkanaście godzin. Abarai doskonale zdawał sobie sprawę, że niewypowiedziana reprymenda, jakiej udzieli mu Kapitan Kuchiki wystarczy za upomnienia Nanao z całego kwartału – nie potrzebował do tego pogawędek z nią samą.
Kolejnych kilka minut marszu przywiodło go ostatecznie przed drzwi gabinetu Kapitana Byakuyi. Renji przyjrzał się przez chwilę zamkniętym przed nim drzwiami, po czym wziął głęboki oddech, otworzył je i niepewnym krokiem wszedł do sali…
- Renji… - Usłyszał spokojny i opanowany głos Pana Kapitana, jednak nim zdołał odpowiedzieć, coś rzuciło mu się w oczy.
„Coś” sięgało mu może lekko powyżej kolan, miało białą, kudłatą sierść, cztery łapy, ciemno-brązowe oczy i spoglądało na niego, sapiąc z wystawionym na wierzch językiem.
- Ta-ak… - Nieokazywanie objawów kaca, zaskoczenia i zdezorientowania na raz lekko go przerosło, jednak jego spojrzenie szybko przeniosło się z kudłatego intruza, stojącego w połowie drogi między nim a zasiadającym przy biurku Kapitanem Kuchiki na kipiącego spokojem szlachcica.
Pies szczeknął, a na twarzy Renjiego pojawił się delikatny grymas. Dopiero teraz przypomniał sobie ostatnią wizytę w barakach Dziesiątki, kiedy to stojąc w drzwiach, obdarzał to samo zwierze tym samym, niepewnym spojrzeniem. Abarai nigdy nie odzyskał sympatii do psów, od momentu, kiedy jako dziecko tułające się po Rukongaiskich slumsach musiał z nimi walczyć o jedzenie.
- Co to ma właściwie być…? – Zapytał wtedy rudowłosą dziewczynę. Pies odpowiedział mu szczeknięciem
- Śliczny, prawda? – Spytała, chociaż wyraźnie nie oczekiwała odpowiedzi – Znalazłam go niedaleko, kiedy próbowałam wyciągnąć Hisagiego i Kirę na kilka głębszych… Przypałętał się i szedł za mną aż tutaj, więc postanowiłam go zatrzymać~ - Zwierze ponownie zaszczekało, tym razem dwukrotnie.
- Boże, dlaczego… - Burknął pod nosem średnio zachwycony nowym członkiem 10. Oddziału czerwonowłosy
- Wabi się Shiro~ Oryginalnie, prawda? – Rangiku uśmiechnęła się do gościa, wyciągając zza pazuchy buteleczkę z trunkiem. W typowym dla niej języku oznaczało to mniej-więcej tyle co „siadaj, śmiało – już polewam”. Abarai tak też uczynił.
- Czy Kapitan T- - Zaczął, jednak nim zdołał dokończyć pytanie, uzyskał na nie dokładnie taką odpowiedź, jakiej się spodziewał
- Oczywiście, że nie~ - Wzruszyła ramionami, nalewając przyjacielowi sake – Ale jestem pewna, że nie będzie mieć nic przeciwko.
Nie będzie, bez wątpienia. Jakaś część jaźni Renjiego bardzo żałowała, że nie pamiętał, co działo się później.
- Przyniosłeś mi dokumenty…? – Odezwał się Byakuya, jednak wzrok Abaraia utknął na merdającym ogonem psisku, a myśli odleciały gdzieś wysoko ponad Królewski Pałac – Renji… - Upomniał go; dopiero w tym momencie czerwonowłosy Shinigami wrócił na ziemię.
- Ta-ak, oczywiście… - Ruszył przed siebie, po czym pozostawił papiery na biurku swojego przełożonego – Są tutaj… - Byakuya spojrzał w stronę sporego stosu poskładanych, białych kartek, po czym po dłuższej pauzie zatrzymał wzrok na stojącym przy biurku Renjim.
- …Czy ja czuję alkohol? – Zapytał typowym dla siebie tonem
- Erm… Proszę mi wybaczyć, Panie Kapitanie, ale… Co tu robi to zwierze…? – Ciężko powiedzieć, czy Abarai chciał uciec od niewygodnego pytania, czy może jego mózg wciąż nie przetrawił obecności czworołapego przyjaciela Matsumoto w biurze jego Kapitana.
Mimo to, Byakuya odpowiedział mu wymownym milczeniem.
- Rozumiem… - Westchnął wicekapitan. Wyglądało na to, że pies znalazł się tu w ten sam sposób, w jaki zazwyczaj znajdowała się tam Yachiru. Motywację najprawdopodobniej również miał tą samą… Czemu pies…?
Dłoń Renjiego przejechała mu leniwie wzdłuż twarzy. Dopiero po chwili spostrzegł, że jego kapitan pogrążył się w głębokim zamyśleniu (tudzież najzwyczajniej w świecie przysnął).
- Panie Kapitanie…? – Spytał niepewnie
- Możesz odejść. – Usłyszał prawie natychmiast. Przez ułamek sekundy odniósł nawet wrażenie, że w głosie Kapitana Kuchiki również pobrzmiewało lekutkie, ledwie zauważalne zmęczenie… jednak nie jemu było się nad tym rozwodzić.
- Dziękuję. – Ukłonił się lekko, po czym ruszył w kierunku drzwi.
Kiedy już miał opuścić pomieszczenie, kapitan zatrzymał go jednak jeszcze na chwilę.
- Renji… - Odezwał się flegmatycznie jak zawsze Byakuya
- Tak? – Abarai odwrócił się na pięcie, jednak jedyne co usłyszał w odpowiedzi, to kolejne szczeknięcie tego cholernego kundla. Czy to jakiś ponury żart ze strony Kapitana? Równie dobrze, Byakuya mógłby teraz odpowiedzieć „nic”, jednak to mogłoby do reszty zburzyć jego postać oraz image, dlatego wicekapitan Abarai po prostu opuścił jego biuro.
Kiedy kapitan Kuchiki pozostał sam z czterołapiastym stworem, poprawił na biurku przyniesione papiery, po czym spojrzał na psiaka; ten, jakby na skutek zasłyszanej w duchu komendy usiadł i merdając ogonem uniósł przednią łapę. Byakuya uśmiechnął się delikatnie, po czym zaczął przeglądać dokumenty… Tymczasem Renji, zamknąwszy drzwi od wejścia do baraków 6. Oddziału, oparł się o nie plecami i westchnął głęboko, spoglądając w niebo i o mały włos się po nich nie osuwając. Z nieba ponownie zaczęły spadać pojedyncze płatki śniegu. Nienawidzę psów…
But Capitan, can he stay?[]
W całej tej historii nie powinno zabraknąć chronologicznego początku, dlatego też na nim się teraz skupię. Wspomniałem wcześniej, że wicekapitan Matsumoto zapoznała się z Shiro, kiedy to wcale nie uciekając od swoich obowiązków próbowała namówić Izuru i Hisagiego na skromny toast z powodu braku konkretnej okazji. Jej pech, a ich szczęście chciało jednak tak, a nie inaczej, i obaj wicekapitanowie nie chcąc podpaść przywróconym na swoje stanowiska kapitanom sprzed stu lat, zajęli się dostarczeniem im potrzebnych dokumentów.
- No i dupa… - Napuszyła się, po czym ze zrezygnowaniem skierowała swoje kroki ku barakom swojego oddziału. Być może również powinna zająć się dostarczeniem wszystkich tych papierów Kapitanowi Toshiro, jednak tak po prawdzie, nie do końca wiedziała nawet, skąd miałaby je wziąć. Nie chcę pić samemu… Jeśli Kapitan znowu mnie złapie, będę miała przekichane… A jeśli zobaczy mnie z kimś, może przynajmniej będę mieć jakąś wymówkę… Jedno trzeba jej przyznać – geniusz zła i umiejętność snucia skomplikowanych i ponurych planów na poziomie godnym Ichimaru.
Rudowłosa Shinigami krok za krokiem zbliżała się powoli do biura swojego przełożonego, kiedy niespodziewanie, gdy tylko weszła na prowadzący doń korytarz, wpadła na niewysokiego kapitana, sprawiając, że jego głowa odbiła się od jej biustu.
- Matsumoto… - Odezwał się poirytowany Toshiro
- Kapitan…!? – Dziewczyna natychmiast wycofała się dwa kroki – Najmocniej przepraszam, nie zauważyłam Pana…
Od tego rodzaju wytłumaczenia Hitsugaya nie poczuł się ani trochę lepiej, za to jego twarz wydała się trochę bardziej czerwona.
- Nie ważne… - Odetchnął ostatecznie, przywracając swojej twarzy i swojemu głosowi odpowiednią dumę, godność, chłód i powagę – Przyniosłaś mi już może dokumenty, o których Wszechkapitan mówił na zebraniu?
- Hę!? – Wicekapitan Rangiku była zmuszona szybko wymyślić wystarczająco prawidłową odpowiedź, aby była w stanie wymyślić, skąd właściwie miała pobrać wymagane dokumenty – Ta-… Tak! Tak, oczywiście! Przyniosłam! Leżą… Erm… Na biurku!
- Na biurku…? – Spytał Toshiro. Być może w jego głosie nie dało się odczuć szczególnego niedowierzania, jednak Matsumoto nauczona była chuchać na zimne, szczególnie w przypadku Kapitana Hitsugayi.
- Tak, znaczy nie, ale… Bo te dokumenty są… Na biurku! W sensie… Obok! Pod! W szafce, znaczy się! W szufladzie! – Chociaż zdążyła już zalać się potem, z nagła doznała prawdziwego oświecenia – Właśnie tak! Są w szufladzie! Są tam, bo… bo… erm… - Dziewczyna przygryzła wargi – Bo nie chciałam robić Panu bałaganu na biurku, Panie Kapitanie! Dlatego schowałam je do szuflady!
- Do tej, w której trzymasz alkohol…? – Z westchnieniem spojrzał na nią niewysoki chłopak
- Tak! Znaczy nie! W sensie… Jaki alkohol?
- Nie ważne… - Dla Toshiro widocznie było to już wystarczająco dużo – Wychodzę. Hinamori prosiła mnie o spotkanie. Mówiła coś o wyborze koloru ścian, ale była strasznie zaaferowana… Później pokażesz mi, która to szuflada.
- Tak jest! – Zasalutowała – Miłej zabawy, Panie Kapitanie~! – Krzyknęła mu, kiedy ją minął.
Kiedy drzwi wyjściowe budynku wydały z siebie zwiastujący wyjście kapitana trzask, Rangiku zsunęła się z westchnieniem po ścianie.
- Uff… Mało brakowało… - Niestety, triumfowanie i plany znalezienia towarzyszy do kielonka musiały poczekać, a Rangiku musiała jak najszybciej wymyślić, skąd właściwie powinna wziąć te przeklęte papierzyska.
Aby nie tracić czasu, dziewczyna szybkim krokiem opuściła korytarz, po czym wyruszyła w zupełnie przypadkowym kierunku. Być może właśnie w tamtym kierunku powinna pójść, żeby pobrać dla Kapitana Hitsugayi te cholerne dokumenty?
Do głowy przychodziły jej różne pomysły. Pierwszym z nich było spytanie któregoś z pozostałych wicekapitanów o pomoc, jednak plan ten nie był nawet w połowie tak łatwy, jaki wydawał się, gdy na niego wpadła. Szybko zorientowała się, że większość ludzi, których mogłaby skłonić do pomocy prawdopodobnie jest już zajęta ze swoimi przełożonymi, natomiast ostatnia osoba, która mogła jej po prostu życzliwie pomóc właśnie spędzała czas z kapitanem Toshiro. Drugim pomysłem było ciche podprowadzenie dokumentów komuś innemu, jednak ten plan okazał się jeszcze gorszy niż poprzedni.
Zrezygnowana, zwolniła kroku.
- Ech… - Spojrzała ku ciemniejącemu powoli niebu; dookoła zaczynało się robić coraz chłodniej, a z nieba zaczęły spadać pojedyncze płatki śniegu – No i co ja mam teraz zrobić…? Jeśli nie znajdę chociaż jakieś bystrej wymówki, Kapitan znowu będzie na mnie wrzeszczeć…
Nim jednak zdołała wpaść na kolejny iście piorunujący błyskotliwością pomysł, jej uwagę przykuł dochodzący z pobliskiego zaułka szmer. Powodowana zwykłą, prostą ciekawością, zbliżyła się do kilku składowanych toreb na śmierci. No i co ja właściwie robię…? Dokumenty, które miałam znaleźć raczej nie buszują po okolicznych śmietnikach… Faktycznie, tym, co znalazła nie był poszukiwany przez nią pliczek makulatury a brudny, przemarznięty, skulony i skomlący piesek. Zwierz spoglądał na nią wystraszonym wzrokiem i niepewnym krokiem zbliżył się do niej, aby obwąchać jej dłoń.
Rangiku uklęknęła; na chwilę zapomniała o tych i tak mało istotnych papierkach.
- Cześć, maluszku? – Wyciągnięta do psa dłoń prawie natychmiast została niepewnie obwąchana, po czym polizana – Pewnie jesteś głodny, co…? – Nie miała przy sobie zbyt dużo jedzenia, jednak była osobą, która doskonale zdawała sobie sprawę, jak nieprzyjemnym uczuciem jest głód…
Wszystko to doprowadziło do tego, że w przeciągu kolejnych piętnastu minut psina znalazła się już w biurze Kapitana Hitsugayi, gdzie Matsumoto wyczyściła ją i przekazała jej część przyniesionego dla Kapitana obiadu. I tak nie zauważy różnicy… …Tylko co ja mam zrobić z tymi dokumentami…
Niektórzy mawiają, że dobre uczynki do nas wracają. Być może właśnie tak stało się w przypadku Rangiku; kiedy była już gotowa samemu napisać te wszystkie bzdety i podsunąć kapitanowi do podpisu, zza uchylonego okna dobiegły ją znajome głosy. Niczym strzała wypuszczona przez rzecz jasna wymarłych Quincy, doleciała do okna i zwróciła się do przechodzących nieopodal Abaraia i Rukii.
- Hej!! – Wystrzeliła spomiędzy przymkniętych okiennic, omal nie doprowadzając wicekapitan Kuchiki do zawału
- Och, wicekapitan Rangiku. Dzień dobry. – Odparła uprzejmie
- Widzę, że niesiecie dokumenty… - Uśmiechnęła się szeroko
- Oczywiście. Mam nadzieję, że zaniosłaś już swoje. – Rukia starała się zachowywać w miarę na dystans. Wiedziała, do czego prowadzi zbytnie spoufalanie się z Matsumoto, podobnie jak wiedziała, że jej brat nie byłby z niej szczególnie zadowolony, gdyby musiał prowadzić ją półmartwą do domu. – Kapitan Hitsugaya na pewno byłby bardzo niezadowolony, gdybyś tego nie zrobiła…
W tym momencie szanse na wyciągnięcie informacji o dokumentach momentalnie zgasły; Rangiku była prawie pewna, że jeżeli powie prawdę, Kapitan Hitsugaya zupełnym przypadkiem i w-ogóle-nie-od-Kuchiki dowiedziałby się wszystkiego. Chociaż…
- Tak, część z nich podrzucił mi trzeci oficer… - Podrapała się za głową – Tylko… Nie bardzo pamiętam… Abarai-kun, może mógłbyś mi z tym trochę pomóc?
- Jaa…? – Renji mało kulturalnie rozdziawił usta
- A któż by inny? – Uśmiechnęła się uwodzicielsko. Rybka złapała haczyk… - Poza tym… Moglibyśmy później przedyskutować treść tych niesłychanie istotnych i porywających dekretów przy odrobinie czegoś mocniejszego…
- Cóż… Może… - Na twarzy Abaraia pojawił się mało inteligentny uśmieszek, zdradzający większość jego zamiarów
- Renji! – Wtem Rukia pochwyciła go za ramię i upomniała go szeptem – Dobrze wiesz, jak to się skończy. Teraz proponuje Ci parę kieliszków sake, ale jutro rano nie będziesz umiał znaleźć obiema rękoma własnego tyłka… Pamiętaj, że liczbę trunków proponowanych przez Rangiku trzeba mnożyć razy 16.
- Daj spokój, nie może być tak źle… - Uspokajał ją wicekapitan szóstki – Kiedy wpadliśmy do niej ostatnio razem, nie wyglądałaś na niepocieszoną…
- Kiedyś TY wpadłeś do niej ostatnim razem, zawiesiłeś się na kapitanie Kyoraku i zacząłeś do niego mówić moim imieniem. Nie było mnie tam. – Odparła sucho.
Renji nic nie odpowiedział.
- Poza tym, dobrze wiesz, że Nii-sama czeka na te dokumenty… - Powiedziała najwyraźniej nieco za głośno.
- Och, dajcie spokój… To tylko jakieś śmieszne ankiety BHP, nie wypowiedzenie wojny… Sama to przeglądałam i uwierzcie mi, nie ma tam nic ciekawego… - Zmyślała kręcąc włosy na palcu i nachylając się wystarczająco, aby Abarai mógł zobaczyć ile tylko dało się zobaczyć w jej dekolcie.
- No… Może masz rację… No to tego… - Na twarzy Renjiego pojawił się delikatny rumieniec – Rukia, leć załatwić te papiery, a ja… ten… Pomogę Rangiku-san z… erm… Poukładaniem wszystkich paragrafów alfabe-
- Daruj sobie, idę… - Mruknęła niepocieszona, po czym ruszyła przed siebie.
But Capitan, can he stay? [2][]
Na temat samej biesiady, jaka miała miejsce w biurze Kapitana 10. Oddziału nie ma sensu się rozpisywać, tym bardziej, że sami jej uczestnicy niezbyt pamiętają jej przebieg. Wspomnę jedynie, że przelano więcej alkoholu niż na porządnym, polskim weselu. Na temat samej biesiady, jaka miała miejsce w biurze Kapitana 10. Oddziału nie ma sensu się rozpisywać, tym bardziej, że sami jej uczestnicy niezbyt pamiętają jej przebieg. Wspomnę jedynie, że przelano więcej alkoholu niż na porządnym, polskim weselu.
Kiedy minęło już wystarczająco dużo czasu, aby Abarai nie był pewien, jak się nazywa, a Rangiku skłonna uwierzyć, że w lasach Rukongai rosną małe, świecące grzybki, dochodzące z korytarza odgłosy kroków wprowadziły kompletnie nietrzeźwych wicekapitanów w stan najwyżej gotowości?
- S-sły… Słyszysz to? – Renji spróbował zerwać się z miejsca, jednak skończyło się to szybkim starciem z grawitacją
- Nieee~ - Ziewnęła przeciągle spoczywająca na oparciu od kanapy Matsumoto – Ja to tam zupełnie nic nie słyszę…
Nie usłyszała także, kiedy otworzyły się drzwi od biura, kilku sekund kompletnego szoku, jaki pomimo lat przyzwyczajenia przeżył Histugaya gdy zobaczył, w jakim stanie jest jego biuro… Nie usłyszała, kiedy wystraszony widokiem przełożonego dziewczyny Abarai opróżnił żołądek na podłogę koło okna, ani momentu, w którym przyniesiony przez nią Shiro uwiesił się na nogawce Toshiro, którą z diabelską wręcz furią począł szarpać na wszystkie strony. W sali zapanowała absolutna cisza…
- Abarai… - Odezwał się kapitan dziesiątki najbardziej spokojnym głosem, jaki jeszcze potrafił w tej sytuacji uzyskać – Natychmiast zabierz swoje rzeczy i wracaj do domu…
- Ta-a-a-a-ak jest!! – Zerwał się nagle z ziemi, po czym chcąc jak najszybciej opuścić pomieszczenie wbiegł we framugę drzwi wyjściowych i ponownie skończył na podłodze.
- Abarai… - Głos Toshiro brzmiał nieco mniej cierpliwie niż przed chwilą… I wystarczająco niecierpliwie, aby Renji zebrał się na równe nogi, posłał kapitanowi Hitsugayi przeciągłe, pełne skruchy spojrzenie, pokłonił się nisko i jak oparzony wybiegł z pokoju.
- Matsumoto… - Zagrzmiał, chociaż przez wzgląd na późną godzinę starał się być cicho.
- Ęęę… Czy ktoś mnie wołał…? – Dziewczyna uniosła się lekko z pozycji siedzącej, spoglądając w stronę otwartych drzwi biura… - …Kaa… KAPITAN!? – Moment, w którym dotarło do niej , że jej przełożony właśnie wrócił był również momentem, w którym niefortunnie spadła z oparcia sofy.
- Możesz mi wytłumaczyć, co… - Niewysoki kapitan przerwał na chwilę, chcąc nogą odgonić szarpiące go zwierze - …co, to ma do diaska znaczyć…?
- Tooo~…? – Odezwała się Rangiku, której alkohol wyraźnie uderzył już do głowy – To proszę Pana Kapitana jest pieseczek… Na moje oko West Highland White Terrier~
- MATSUMOTO!! – Rozległ się okrzyk, któremu towarzyszył dźwięk rozdarcia nogawki szaty młodego kapitana.
Kolejne piętnaście minut rudowłosa Shinigami musiała przeznaczyć na ekspresowy powrót jej mózgu do stanu względnej używalności. Twarz miała pokrytą sugestywnym rumieńcem, a przy obitej przy upadku głowie trzymała woreczek lodu.
- Przeprasza-… - Musiała przerwać, ponieważ gdyby kontynuowała mówienie, treść jej żołądka mogłaby wybiec na spotkanie pogryzionym przez Shiro nogawką jej przełożonego – …Przepraszam najmocniej, Panie Kierowni-… Kapitanie…
- Podaruj sobie te wyuczone formułki… I tak nie upiecze Ci się i będziesz musiała posprzątać ten burdel… - Westchnął, rozsiadłszy się w fotelu przy biurku. – Powiedzmy, że w tym momencie to nie ważne… Powiedz mi, w której szufladzie znajdują się te dokumenty…?
- Jakie dokumen… - W ostatniej chwili ugryzła się w język… - Ach, te dokumenty… Bo widzi Pan, Panie Kapitanie… - „Pies je zjadł”… Nie, to zbyt głupie. – Bo ja to do końca nie pamiętam, czy te dokumenty to ja włożyłam do żółtej teczki, czy do cytrynowej teczki…
- To różnica…? – Westchnął, gotów wysłuchać kolejnej bredni swojej asystentki
- Ba, pewnie, że… że różnica! – Zachwiała się lekko, odkładając woreczek na stół – Bo żółtą teczkę to ja wy-… wyrzuciłam! Precz! A cytrynową to włożyłam… Do szafki… Tylko nie pamiętam, której…
Nim jeszcze zdążyła przestać mówić, Hitsugaya zaznajomił się z treścią jednej z porozwalanych na podłodze kartek.
- W porządku. Wygląda na to, że wszystko jest na miejscu. – Oznajmił
Matsumoto przez jakiś czas nie była pewna, czy aby na pewno faktycznie nie wypiła zbyt dużo.
- Ale… jak to…? – Głupio było się o cokolwiek pytać, jednak…
- …Z tym, że… - Toshiro uniósł na chwilę wzrok znad trzymanego w dłoni papieru - …wygląda na to, że przez pomyłkę zabrałaś arkusz 6. Oddziału…
Abarai. Tak. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście… Rangiku, jesteś genialna.
- Erm… Taak… Gapa ze mnie… Proszę mi wybaczyć, Panie Kapitanie… - Improwizowała Matsumoto – To na pewno z pośpiechu…
- Chyba, że to dokumenty Abaraia… - Kapitan obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem
- Nieee, skądże! – Pani wicekapitan, ponownie jak jej kompan, nieco zbyt pośpiesznie podjęła próbę powstania, jednak grawitacja, już nieco spokojniej, doradziła jej uprzejmie, ażeby pozostała w pozycji siedzącej… - Z… Zapewniam~
- W porządku, niech Ci będzie… - Wstał z wyrzutem w głosie białowłosy – Zwijaj się, zamykam biuro…
- A-ale… Proszę poczekać! – Zerwała się nagle, tym razem z nieco lepszym skutkiem
- O co chodzi…? – Przewrócił oczyma zniecierpliwiony chłopak, trzymając już jedną dłoń na otwartych drzwiach, a drugą na wyłączniku światła
- O pieseł… Znaczy… O psa chodzi… - Rangiku chwiejnym krokiem zbliżyła się do swojego przełożonego – Co z nim będzie…?
- Jak to „co”? – Głos Hitsugayi był równie chłodny, co pogoda na zewnątrz – Wróci tam, skądkolwiek go wzięłaś~
- Ale Panie Kapitanie! – Uniosła się nagle – Tak nie można!
- Pić w pracy też nie można… - Mruknął pod nosem, gotów podjąć dyskusję, w której z góry wiedział, że i tak poniesie porażkę
- Ta biedna psinka nie ma się dokąd udać! Był głodny! Musiałam…
- Nie wątpię, że był głodny. Ja i moje spodnie pewnie szybko o tym nie zapomnimy...
- Panie Kapitanie, proszę posłuchać! – Mówiła coraz głośniej
- A mam jakiś wybór…? – Toshiro najpewniej chciał po prostu wysłuchać argumentacji asystentki, zgodzić się i po prostu wyjść, jednak życie nie było takie proste, nawet to życie po życiu.
- Bo, bo ja nawet… Nawet… - Myśl, dziewczyno! Zrób coś, co go przekona…! – Ja nawet dałam mu imię po Panu, Panie Kapitanie~!
- Słucham…? – Na twarzy Toshiro pojawiły się mieszane emocje… Chłopak delikatnie przymknął drzwi – Nazwałaś psa „Toshiro”?
- „Toshiro”… „Toshiro”… - To chyba jednak był zły pomysł… Tylko jak ja mam z tego teraz wybrnąć…? – Nie, nie „Toshiro”… Ja nazwałam go… … Nazwałam go… - Cierpliwość Pana Kapitana była już na wyczerpaniu, kiedy Matsumoto wpadła na ostatni możliwy pomysł – Shiro! Nazwałam psa Shiro! I tak w ogóle to on na pewno zna wiele sztuczek i na pewno będzie cennym nabytkiem dla naszego oddziału, bo…
- Dobrze, fajnie, niech zostanie… - Odburknął, chcąc już po prostu wyjść i położyć się spać
- Naprawdę…? – Rangiku była już gotowa obiecywać abstynencję, byle tylko zwierzak nie musiał wracać na śmietnik. Jak cudownie, że do tego nie doszło… - Panie Kapitanie, czyli piesek może zostać…?
- Tak, może, ale zadaj mi to pytanie jeszcze raz, a zmienię zdanie… - Burknął zniecierpliwiony, ostentacyjnie i sugestywnie otwierając szerzej drzwi – Ale śpi u Ciebie i nie chcę go widzieć w okolicach mojego mieszkania. A jak zobaczę, że gryzie mi meble w gabinecie, to osobiście wniosę pisemną prośbę, aby część terytorium 2. Oddziału przerobić na schronisko dla ps- - Nim zdołał dokończyć, uradowana Rangiku wzięła go w objęcia przyduszając jego głowę między swoimi piersiami.
I w ten oto sposób Hitsugaya dostał kolejnego cholerycznego napadu irytacji, Rangiku postawiła na swoim a Shiro stał się honorowym członkiem 10. Oddziału…